
Jerzy Gruza

„Świat
zrobił ze mnie dziwkę, a teraz ja zrobię ze świata burdel” – mówi tytułowa
starsza pani, czyli Klara Zachanassian. Wiele lat temu, upokorzona, z
nieślubnym dzieckiem w drodze, musiała uciekać z rodzinnego Güllen. Teraz wraca
do tej „najnędzniejszej dziury na trasie Wenecja – Sztokholm”. Jest miliarderką (Friedricha Dürrenmatt
utworzył jej nazwisko od nazwisk ówczesnych bogaczy: Zacharoffa, Onassisa i
Gulbekiana). Kobieta zasypie miasteczko i jej mieszkańców pieniędzmi. Ale
stawia jeden warunek – trzeba zabić Illa. To jej kochanek z młodości, który
wyrzekł się dziewczyny i wżenił się w sklepikarski interes. Klara chce więc
kupić sprawiedliwość. W Güllen zaczyna się „koniunktura na trupa”.
„Konflikt Wizyty starszej pani jest
konfliktem na miarę tragedii antycznej” – konstatowała w 1958 roku Agnieszka
Osiecka przy okazji polskiej premiery utworu w łódzkim Teatrze Nowym. – „Musimy
jednak pamiętać, że jest to tragedia antyczna na niby. Osoby przekazujące nam
sprawę pozbawione są antycznych koturnów, a także dziewiętnastowiecznych
ociekających prawdą życiorysów. Posiadają za to wiele cech groteskowych i
wesołych, równie niepoważnych, jak niepoważna jest sceneria, w której tragedia
się rozgrywa”.
Reżyser telewizyjnego spektaklu o tym nie zapomniał. Spektakl Gruzy,
zrealizowany ponad dekadę po tym, gdy przetoczyła się fala zainteresowania
twórczością szwajcarskiego autora, pozostaje tragikomedią. Skromne środki
realizatorskie, umowna scenografia, wyważona gra aktorów są atutami
przedstawienia. Wykonawcy zdają się realizować zamysł samego Dürrenmatta. Pisał
on, że Wizytę starszej pani należy
grać ze smutkiem, ale nie z gniewem, z humorem i „bez zwierzęcej powagi”.
Personalia
Przedstawienie pozostaje przede wszystkim popisem Barbary Krafftówny w roli
tytułowej. W scenicznej tradycji starsza pani raz jest postacią hieratyczną,
boginią jak nie z tego świata, a kiedy indziej człowiekiem z krwi i kości. I
tak właśnie gra ją Krafftówna – jako obcesową, ekscentryczną miliarderkę,
pielęgnującą w sobie poczucie krzywdy oraz niesprawiedliwości.
Aktorka występuje przed kamerą w półmasce, która nakrywa czoło i powieki. W
rozmowie z Michałem Smolisem na łamach „Teatru” wspominała: „Półmaska pasowała do bohaterki, której całe ciało
jest poskładane z kawałków i protez. W półmasce moje oko było
żywe, poruszało się, ale powieki pozostawały nieruchome”. Krafftówna zawsze
przywiązywała wagę do charakteryzacji (widać to np. w innej telewizyjnej
realizacji Jerzego Gruzy – Mieszczaninie szlachcicem Moliera). „Charakterystyczność oznacza
odmienność. Bronię się w ten sposób przed prywatnością na scenie” – tłumaczyła w tym samym wywiadzie. – „Nauczyłam się u Galla, że aktor na scenę nie
wychodzi prywatnie, ale jako postać. U progu mojej kariery bazą teatru był
repertuar klasyczny, nikomu do głowy nie przyszło, żeby występować we
współczesnej fryzurze. Moda nas upodabnia do siebie, a sztuka nie powinna
sugerować się modą. Dlatego na ogół staram się grać w peruce”.
Głosy z widowni
Przedstawienie Gruzy doceniono przede wszystkim z powodu kreacji aktorskich.
Oprócz Krafftówny pozytywne recenzje zebrał głównie partnerujący jej Henryk
Borkowski jako Alfred Ill.
Na marginesie
Półmaskę robi się z
nasenkitu, materiału, z którego formuje się także sztuczne nosy czy garby. Kiedyś
był to, obok szminki, główny środek zewnętrznej charakteryzacji aktora.
podziel się wrażeniami