
Antoni Libera

W 2009 roku
Teatr Telewizji premierą tego przedstawienia uczcił dwudziestolecie śmierci
autora. Jednocześnie składano głęboki ukłon odtwórczyni głównej roli – Mai Komorowskiej.
Jej Winnie była aktorskim arcydziełem.
Beckett, a zanim Antoni Libera, reżyser i tłumacz dzieł irlandzkiego mistrza,
jak zawsze stawiają przed wykonawcami najtrudniejsze zadania. W Szczęśliwych dniach mamy stare małżeństwo:
Winnie wciąż tokuje, a jej mąż – Willie (Adam Ferency), z rzadka rzuca
pojedyncze kwestie. To punkt wyjścia dla wypreparowania egzystencjalnego
dramatu człowieka, mogącego istnieć, a właściwie wegetować, już tylko dzięki
mowie. To byłoby straszne: „Patrzeć przed siebie z zaciśniętymi ustami cały
dzień” – powiada Winnie,
w interpretacji Komorowskiej jakby wyjęta z Beckettowskiego panoptikum
figur-clownów, a zarazem bardzo kobieca, ludzka. Owo wielowymiarowe indywiduum
trzeba jednak pokazać przy wykorzystaniu minimum środków, takich jak głos i
mimika, oraz w niewielkim stopniu – gest. Winnie jest unieruchomiona w kopcu. Tkwi w nim zrazu po pas, z czasem z
ziemi wystaje tylko jej głowa – pochłania ją materia, kładąc kres „szczęśliwym
dniom”.
Personalia
Pierwsza wersja przedstawienia powstała w stołecznym Teatrze Dramatycznym w
1995 roku. Od telewizyjnej różniła się przede wszystkim scenografią, którą w obydwu
przypadkach przygotowała Ewa Starowieyska. Partytura dramaturgiczna, jej sensy
i znaczenia pozostały niezmienne. Jednak Maja Komorowska zauważała: „Dzisiejsze Szczęśliwe
dni są inne od tych, które pokazywaliśmy po raz pierwszy lata temu.
Przemijający czas wpisuje się w tę sztukę i wzmacnia ją. Wszystko, co
przeżyliśmy i zobaczyliśmy, ma wpływ na odbiór tekstu, oddziałuje nie tylko na
mnie, ale także na widzów, którzy nierzadko przychodzą na tę sztukę
kilkakrotnie”. Aktorka cały czas zapisuje swój rozdział Szczęśliwych dni. Wraz z telewizyjną
premierą Libera przygotował bowiem wznowienie w Teatrze Dramatycznym. Sztuka
grana jest do dziś.
Głosy z widowni
Wszyscy zwracali
uwagę na charakterystyczny ton spektaklu Libery
– otóż miał on w sobie nutę nadziei. Pobrzmiewała w nim melodia niepojawiająca
się w teatralnej tradycji tego minorowego utworu. Udało się ją wygrać jakby na
marginesie, obok autorskich intencji skrupulatnie egzekwowanych przez reżysera.
Stało się tak za sprawą Komorowskiej, która stworzyła jedyny w swoim rodzaju –
jak sama mówiła – pejzaż Winnie. To on spowodował, że postać ze sztuki zaczęła
kojarzyć się niektórym z Gelsominą z filmu La
strada Federico Felliniego.
Na marginesie
Winnie zalicza się
do najtrudniejszych ról. Nic więc dziwnego, że kreacje aktorek, które „udźwignęły”
blisko półtoragodzinny słowotok Beckettowskiej bohaterki, przeszły do historii.
Znalazła się w niej np. Madeleine Renaud, grająca Winnie przez ćwierć wieku w
wielokrotnie ponawianym, słynnym przedstawieniu Rogera Blina. W polskim teatrze
Winnie miała m.in. twarz Haliny Mikołajskiej oraz Ryszardy Hanin, występującej
w telewizyjnym spektaklu Jerzego Antczaka z 1972 roku.
podziel się wrażeniami