
Mariusz Treliński

Spektakl
rozpoczyna się jeszcze zanim zabrzmi muzyka; scena przedstawia kościół –
współczesny, dość surowy, z plastikowymi krzesłami. Wierni stopniowo zajmują
miejsca – tak jak widzowie zajmują swoje. Wchodzi Roger. Czy to król Sycylii? Z
pewnością ma władzę; jej atrybutem nie jest korona, a świadomość, że jest się
pierwszą osobą w społeczności. Uroczystą mszę koncelebrują biskupi, wśród
wiernych spora grupa zakonnic. Roksana, elegancka dama w czerni, jest wyraźnie
znudzona, poszeptuje z ekscentrycznie ubranym Edrisim. Pojmany przez ochroniarzy
Pasterz jest ubranym na biało płowowłosym młodym człowiekiem, pokornie znoszącym
ciosy. Jego wejście poprzedza podmuch wiatru wydymający szaty biskupów. Kim
jest młodzieniec? Dionizosem, Chrystusem, uosobieniem niepokoju Rogera,
fałszywym prorokiem, przeczuciem śmierci?
Treliński nie odczytuje Króla Rogera poprzez liczne nawiązania
do mitologii. Przenosi akcję we współczesność, skupia się na wewnętrznym dramacie
tytułowego protagonisty – człowieka w chwili kryzysu, który stracił wiarę; wiarę
w instytucjonalną religijność, w miłość, w siebie. Spotkanie z Pasterzem nie
tyle wypełnia tę pustkę, ile przygotowuje Rogera do śmierci, do przejścia na
drugą stronę.
Wrocławska inscenizacja była
drugim spotkaniem Trelińskiego z utworem Szymanowskiego. W roku 2000 zrealizował
go jako wielkie widowisko, rozgrywające się w abstrakcyjnej przestrzeni, ani
historycznej, ani współczesnej; zdającej się być wewnętrzną przestrzenią umysłu
Rogera. Spektakl wielu wówczas zachwycił, choć nie brakowało narzekających na
brak sycylijskiego kolorytu. „Realizacja wrocławska będzie zaprzeczeniem,
rewersem tamtej – zapowiadał reżyser. – Podchodząc po raz drugi do dzieła,
zobaczyłem w nim zupełnie nowe sprawy. Najpierw zatrzymałem się na tej tkance
zewnętrznej, czysto filozoficznej. Teraz zobaczyłem zapisany portret człowieka.
Gdy pierwszy raz realizowałem Rogera,
wydawało mi się, że sięgnąłem już samych trzewi. Wtedy myślałem o analizie jungowskiej,
o figurze cienia. Natomiast nie potrafiłem dostrzec portretu psychologicznego i
samego człowieka. Postanowiłem więc dokonać ryzykownego zabiegu, opowiedzieć Króla Rogera tak bardzo realistycznie,
jak to możliwe”.
Personalia
„Opowiedzieć
Króla Rogera” pomógł Trelińskiemu
scenograf Boris F. Kudlička. Realizatorski duet tworzą od 1996 roku. Dopracowali
się sugestywnego języka wizualnego, w którym elementy realizmu współistnieją z
abstrakcją, ważne są światło, projekcje, zabawa formą, obrazami, skojarzeniami
oraz operowanie skrótem. Z
sukcesem odświeżyli nie tylko formę operowych widowisk, wprowadzili do nich także
problematykę naszych czasów. Treliński przyszedł do teatru muzycznego ze świata
kina i teatru dramatycznego, mając w dorobku wysoko ocenione filmy – Pożegnanie jesieni wg Stanisława I.
Witkiewicza oraz Łagodną na podstawie
Fiodora Dostojewskiego – a także debiut w warszawskim Teatrze Studio, Lautréamont SNY. Kudlička był zaś
początkującym scenografem, który pozostawał m.in. pod wpływem współczesnego
malarstwa abstrakcjonistycznego. Za ich sprawą w operze zaczęły pojawiać się
odwołania do sztuk wizualnych i designu, do świata science fiction i fantasy. W
ich wydaniu klasyczne dzieła teatru operowego zostały pozbawione
konwencjonalności – gdy Kudlička przygotowywał w 1999 roku scenografię do Madame Butterfly w reżyserii
Trelińskiego, zamiast odwoływać się do dalekowschodniej rodzajowości, operował
wizualnym skrótem, szukał orientalnych motywów, łącząc tradycyjną grafikę
japońską z komiksową mangą.
Pochodzący ze Słowacji scenograf mówi, że muzyka, poprzez zawartą w niej
abstrakcję, jest podobna malarstwu. Nie hamuje wyobraźni. W dwumiesięczniku „Didaskalia”
wyjaśniał: „Mniej pracowałem w dramacie, w
którym trochę czuję się ograniczony; przestrzeń teatralna jest mniejsza,
mniejsze są proporcje, a więcej szczegółów”.
podziel się wrażeniami