
Jerzy Antczak

Spektakl stanowi rekonstrukcję procesu,
który alianci wytoczyli czołowym politykom i dowódcom III Rzeszy, oskarżonym o
popełnienie zbrodni przeciwko ludzkości. Rozprawa toczyła się od 20 listopada
1945 roku do 1 października roku 1946 przed Międzynarodowym Trybunałem
Wojskowym w Norymberdze.
Antczak stworzył scenariusz przedstawienia na podstawie wydanego w 1962 roku zbioru
wspomnień i dokumentów członków polskiej delegacji na proces – Przed trybunałem świata Tadeusza
Cypriana i Jerzego Sawickiego. Posiłkował się też Norymberskim epilogiem Arkadija Połtoraka, przełożonym z
rosyjskiego w roku 1968. „Sama książka nic nie wniosła, bo przedstawiała sprawę
z rosyjskiego punktu widzenia, z pominięciem Katynia itp. – ale mnie
zainspirowała” – mówił reżyser w wywiadzie udzielonym Katarzynie Bielas i
Jackowi Szczerbie w „Dużym Formacie”. Pełne stenogramy z procesu dostał za
pośrednictwem ambasadora USA w Polsce, Johna Austina Gronouskiego. W spektaklu
wyeksponował polskie wątki. Znalazło się w nim przesłuchanie jednego z dwóch
świadków zgłoszonych przez polskie władze, Seweryny Szmaglewskiej, która pobyt
w nazistowskim obozie koncentracyjnym opisała w Dymach nad Birkenau.
Personalia
Antczak, w latach 1963–1975 naczelny reżyser Teatru Telewizji, krążył wokół
norymberskiego tematu przez kilka lat. Jednym z punktów zwrotnych przy pracy
nad Epilogiem… był moment, gdy
zapoznał się z przemową prokuratora generalnego USA, Roberta Houghwouta Jacksona. Mówił on na
procesie o oskarżonych słowami z Ryszarda
III Williama Shakespeare’a:
„Stoją
oni przed nami, jak stał Gloucester nad zwłokami zamordowanego przez siebie
króla. Błagał on wdowę, tak jak oni błagają nas: »Powiedz, że to nie ja
zabiłem!«. Ale on przecież jest zabity. Jeśliby dziś powiedzieć, że ci ludzie
są niewinni, to znaczy, że nie było obozów koncentracyjnych, masowych
zabójstw... Nie było drugiej wojny światowej”. Antczak wpadł na pomysł, że
Jackson będzie w jego inscenizacji narratorem. Wciela się w niego Andrzej
Łapicki.
Drugim istotnym epizodem stało się spotkanie z dziennikarzem, Karolem
Małcużyńskim: „Jadę rozklekotaną windą, a ze mną Karol Małcużyński, przystojny
jak amant. Mówi: „Słyszałem, że przymierza się pan do Epilogu, a czy pan wie, że ja byłem tam polskim korespondentem?” – przypominał
Antczak w „Dużym Formacie”. Dzięki
Małcużyńskiemu dowiedział się o doktorze Gilbercie, amerykańskim psychiatrze,
któremu „spowiadali się” nazistowscy przywódcy. Również i jego postać znalazła
się w przedstawieniu. Gra ją Jan Englert. Na ekranie pojawia się również sam Małcużyński. „Zrozumiałem bowiem, iż tylko żywy człowiek, naoczny świadek tamtych
odległych zdarzeń, może właściwie pokierować akcją, wyznaczyć jej formalny
kształt – kształt przywołanych do życia wspomnień – tłumaczył reżyser. – Nic
nie wywiera takiego wrażenia na widowni jak uczestniczenie w zdarzeniu
autentycznym, w czymś, co jest samą prawdą, a nie fikcją”.
Głosy z widowni
Pionierski
teatr faktu uhonorowano Nagrodą Państwową I stopnia oraz nagrodą Komitetu do
spraw PRiTV. Niektórzy nazywali go „przerażająco rzeczowym”. O wrażeniu, jakie
wciąż robi Epilog…, świadczy fakt, że
jego filmowa wersja (1970) została wyróżniona laurem na festiwalu w Houston w 2006
roku.
Na marginesie
Spektakl nagrywano na żywo. Na film przeznaczono czternaście dni zdjęciowych.
podziel się wrażeniami